Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam się tak źle. Po raz kolejny zostałam zmieszana z błotem. I to przez pewnie jedną z najatrakcyjniejszych kobiet w Piekarach. Bronek mógł mówić mi komplementy, tłuc do głowy, że nie mam powodu, by się nad sobą użalać. Dla niego zawsze byłam chodzącym ideałem, bo mnie kocha. A kto jest bardziej obiektywny od koleżanki z pracy? Wiadomo, nikt. Zastanawia mnie tylko, dlaczego Agnieszka jest na mnie tak wściekła za to, co mam. Przecież to nie jest moja wina, że urodziłam się w rodzinie Lewandowskich. Nie miałam wpływu na to, że wujek postanowił grać w zespole, który zna coraz więcej osób. Nie lubię, gdy ktoś posądza mnie o rzeczy, które wydarzyły się bez mojego udziału.
Mateusz musiał opowiedzieć jej o tym, że dobrze się dogadujemy. No bo w innym wypadku, nie uderzyłaby w mój najczulszy punkt. Dobrze wiedziała, co zaboli mnie najbardziej. Poza wujkiem, mam tylko jego. Wiem, że Termit zawsze będzie gotowy mi pomóc, że mogę w każdej chwili do niego zadzwonić i powiedzieć, co mnie gryzie. Problem w tym, że nie wykorzystuję tej możliwości. Nie potrafię przed nim mówić o wszystkim. Teraz, kiedy zaczął zadawać się z Agą, będę milczeć jak grób. Mati może nieświadomie przekazać jej na mój temat coś, co ona z przyjemnością wykorzysta przeciwko mnie. W takim razie można powiedzieć, że przynajmniej w pięćdziesięciu procentach, Agnieszka osiągnęła swój cel. Odsunęła ode mnie Mateusza.
Podniosłam głowę i rozejrzałam się wokół. Było już niemal całkiem ciemno. Woda falowała leniwie, a kępki wysokich traw smagał wiatr. Dopiero teraz poczułam, że jest mi zimno. Podkurczyłam nogi pod brodę i otoczyłam je ramionami. Łzy ciągle płynęły po moich policzkach dwoma strużkami.
Nagle, usłyszałam wołanie. Obróciłam głowę. W oddali malował się obraz dwóch sylwetek. Gdy osoby zbliżyły się do mnie, rozpoznałam w nich Mateusza i Michała.
- Boże, Orsia! - Mati odetchnął z ulgą i klęknął obok mnie, by mocno mnie przytulić. Z mojej drugiej strony, przykucnął Mody, obserwując mnie uważnie.
- Co wy tu robicie? - zapytałam łamiącym się głosem.
- A ty? - odparł pytaniem na pytanie Termit.
- Ady dej jej spokój, widzisz, że nie chce godać. - pouczył młodszego kolegę Michał, gdy nie odezwałam się ani jednym słowem. Wokalista kucnął naprzeciw mnie i obejmując moją twarz dłońmi, spojrzał mi w oczy. Chwilę na siebie patrzyliśmy.
- No chodź, Bronek się martwi. - odezwał się Michał i chwytając mnie w pasie, postawił mnie na nogi. Mati szybko przytulił mnie do siebie, a Mody nie puszczał mojej dłoni. Ruszyliśmy powoli w stronę domu.
- Przepraszam wujku. - burknęłam, tonąc w objęciach Bronka. Poczułam się bardzo bezpiecznie, ukrywając twarz w jego piersi. Głaskał mnie po głowie i mówił, że nic się nie stało. Ja wiedziałam, że stracił przeze mnie sporo nerwów.
- Uwarzyłaś idealny łobiod.
Obróciłam się. Marcel stał obok, uśmiechając się niepewnie.
- Cieszę się, że smakowało. - odparłam, wymuszając na sobie uniesienie kącików ust. Kątem oka dostrzegłam, jak Michał, Mateusz, Wojtek i Tomek obserwują mnie.
- Jo cię naprawdę zaadoptuję.
Uśmiechnęłam się nieco szerzej, na słowa Marshalla. Nie chciałam do reszty psuć wieczoru, więc obiecałam, że szybko doprowadzę się do porządku i wrócę do nich. Poszłam na górę, by skompletować nowe ubrania. Zanim dotarłam do łazienki, wpadłam na Mateusza. Złapał mnie mocno za nadgarstek i wciągnął z powrotem do mojego pokoju.
- Mati, odświeżę się szybko i już jestem nazod.
- Orchidea mów o co chodzi. - powiedział ze zdenerwowaniem w głosie.
- Nie rozumiem.
- Nie rozmawiaj ze mną jak z kretynem, proszę. - chwycił mnie za ramiona i nachylił się, by móc spojrzeć mi w oczy. Utrzymywałam mój wyraz twarzy na neutralnym poziomie. Emocje nie wydostały się z mojego umysłu nawet na sekundę. Irytowało go to.
- Nie ma o czym mówić, puść mnie. - odparłam chłodnym tonem.
- Nie ma o czym mówić? - potrząsnął mną delikatnie. - Znajdujemy cię nad rzeką. Siedzisz skulona w kłębek, zanosisz się płaczem, jesteś roztrzęsiona. To jest nic?
- Dokładnie tak. - kiwnęłam energicznie głową. - Puść mnie, proszę. Chcę iść do łazienki.
- Orchidea, dlaczego ty nie chcesz mnie do siebie dopuścić? - powiedział z żalem w głosie. - Czy ty nie widzisz tego, że chcę cię poznać? Dotrzeć do ciebie, nie wiem... Pomóc, jeżeli masz jakiś problem. - przytulił mnie do siebie. Zatkało mnie. Zarówno z powodu tego, co powiedział, jak i przez ten gest. - Chciałbym się z tobą zaprzyjaźnić.
Po raz pierwszy, słowa Mateusza dotarły do mnie tak głęboko. Stałam jak słup soli, a on mocniej przycisnął mnie do siebie. W pewnym momencie pomyślałam, że ten chłopak jest już omotany przez Agnieszkę, więc... Nie mogę mu ufać.
- Dziękuję ci, że tak się o mnie troszczysz. - z trudem wydusiłam te słowa. Czułam, jakby w gardle utknęło mi coś dużego. - Nie przejmuj się mną, wszystko jest w porządku. Idź na dół, dojdę do was za dziesięć minut.
Podniosłam głowę. Zobaczyłam jego brodę, z charakterystycznym pionowym wcięciem. Zwiesił głowę, chwycił moją twarz w dłonie i pocałował mnie w czoło.
- Gdybyś jednak zmieniła zdanie pamiętaj, że zawsze jestem gotowy ci pomóc.
- Jesteś kochany. - szepnęłam i uścisnęłam go. Wyszliśmy z pokoju. Mati poszedł na dół, a ja udałam się do łazienki.
Po dwudziestu minutach zjawiłam się w salonie. Chłopcy uśmiechnęli się na mój widok. Odwzajemniłam na tyle na ile mogłam i rozsiadłam się na kanapie obok Modego. Przewiesił swoje ramię przez mój kark i przysunął się bliżej mnie.
- Wy się coś z Matim mocie ku sobie. - szepnął wprost do mojego ucha tym swoim niskim głosem.
- Fandzolisz... Lubi mnie, ja jego też. Tyle.
- Tak to się teroz mianuje...*
Spojrzałam na niego. Patrzył na mnie swoimi brązowymi oczami, a jego usta ułożyły się w zadziorny uśmieszek. Tak, Michał jest zdecydowanie atrakcyjnym mężczyzną. I te jego skórzane spodnie...
- Jerona, Mody niy podrywoj jej! - rozdarł się Marcel.
- Prowda, za stary żeś jest do niej. - zawtórował mu Tomek. Wymieniliśmy spojrzenia z wokalistą. Parsknęłam śmiechem i skuliłam się u jego boku.
- Jo niy widza żodnego problemu. - odezwał się Michał. - Obaj my są gryfni, pasowalibyśmy do siebie.
- No ja, bajtle z nich by były piykne. - wypalił Wojtek. Wszyscy wlepiliśmy w niego wzrok. Po chwili, całą siódemką zanosiliśmy się ze śmiechu.
- Godanie... Dea, pódź sam.*
Posłusznie podeszłam do Marcela, stojącego na środku pokoju. Chwilę później, perkusista machnął ręką na Mateusza. Postawił nas obok siebie i odszedł kilka kroków.
- Teroz patrzcie.
Pięć par oczu nachalnie obserwowało nas. Poczułam, jak moje policzki zmieniają kolor na szkarłatny. W końcu, odezwał się Mateusz. W jego głosie brzmiało rozbawienie.
- Już? Napatrzyliście się?
- Ja, siadejcie.
Zajęliśmy z powrotem swoje miejsca. Marshall cicho rozmawiał z Tomkiem. Obaj zerkali to na mnie, to na Mateusza.
W pewnym momencie Mody wyszedł przed dom, by zapalić. Ruszyłam za nim, by choć na sekundę odpocząć od bawiących się w swatki Marshalla i Wyznawcę.
- Mogę się dosiąść?
Para ciemnych oczu skupiła się na mojej osobie. Mężczyzna kiwnął głową, uśmiechając się. Zajęłam miejsce obok niego.
- Kurzysz? - zapytał, wyciągając w moją stronę papierosa.
- Nie. - zaprzeczyłam. - Chcę odpocząć od Marcela i Tomka.
- No ja. - zaśmiał się cicho.
Milczeliśmy. Wokół było ciemno, chłodno, ale przyjemnie. Z wnętrza domu było słychać przytłumione głosy chłopaków i śmiech Mateusza. Rozpoznałabym go wszędzie. Do mojej głowy wróciły przykre myśli, krążące wokół utraty przyjaciela.
- Mogę być wścibski?
Nie odpowiedziałam.
- Mosz gorszy dzień, czy to zajście nad rzeką mo jakąś poważniejszą przyczynę?
- Gorszy dzień. - mruknęłam. - Przepraszom cię, ale jakoś ni mom ochoty godać...
- Nie było tematu. - zapewnił, zanim zdążyłam dokończyć zdanie. Posłałam mu pełne wdzięczności spojrzenie. Objął mnie ramieniem z chwilą, gdy wiatr przybrał na sile. Raz po raz zaciągał się dymem papierosowym. Wydmuchując go, obracał głowę, by nie drażnić mojego nosa.
Wtedy poczułam, że Michał pachnie jak prawdziwy, pociągający mężczyzna. Zapach jego ciała mieszał się z wonią tytoniu i mocnych, męskich perfum. Na jego twarzy był szorstki, dwudniowy zarost. Półdługie, czarne włosy założone za uszy odsłaniały wygolone boki głowy. Skórzane spodnie i wysokie glany dodatkowo zwiększały jego atrakcyjność. Kiedy oparłam głowę o jego ramię, poczułam na skroni kłucie.
- Jesteś śpiąca?
- Niee... Miło mi się tu z tobą siedzi.
- Cieszę się. - odparł i rozczochrał moje włosy.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę o wszystkim i niczym. Mody raz próbował podjąć temat teledysku. Na szczęście, widząc, że nie jestem zachwycona zejściem rozmowy na te tory, szybko skończył temat.
W końcu, na taras wyszedł Marcel. Chrząknął, by zwrócić na siebie naszą uwagę. Powiedział krótko, żebyśmy wracali.
Po wejściu do salonu, oczy wszystkich zwróciły się w naszą stronę. Wujek i Mateusz bacznie obserwowali zarówno Michała, jak i mnie.
- No i co tak patrzysz? - zwrócił się do mojego wujka wokalista. - Leć po biyr.*
- A ty przypadkiem nie prowadzisz? - zapytał Bronix marszcząc brwi. Mody machnął ręką.
- Wszyscy prowadzimy. - wtrącił Wojtek.
- I co? Ja mam was wszystkich przenocować?
Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc przerażoną twarz wujka. Chłopcy natychmiast go uspokoili. No, może nie do końca.
- Macie zamiar pijani wracać do domu? - oburzyłam się. - Zapomnijcie o tym.
Zobaczyłam kątem oka, że Bronek posyła mi ostrzegawcze spojrzenie. Zignorowałam je. Chyba lepiej, żeby przenocowali u nas, niż narażali życie i zdrowie prowadząc, podczas gdy w ich żyłach płynie alkohol.
- Ta banda naprańców ma tu spać?
- Dobra, skończże fandzolić i przynieś biyr. - zwróciłam się do Bronka. Bez słowa udał się do kuchni. Reszta, patrzyła na mnie, robiąc wielkie oczy.
- No co? - burknęłam, rumieniąc się. Wzruszyli ramionami, uśmiechając się lekko.
Przez pozostałą część spotkania, rozmawialiśmy na różne, wesołe tematy. Bawiłam się świetnie w towarzystwie członków zespołu. Myślę, że nawet stałam się w stosunku do nich bardziej śmiała. Cieszyło mnie to.
Schody zaczęły się, gdy przyszedł czas znalezienia chłopakom miejsca do spania. Dwie kanapy, znajdujące się w salonie przypadły Wojtkowi i Tomkowi. Pokój, w którym wujek udzielał lekcji gry na gitarze, zajął Marshall. Bronek od razu zaznaczył, że do jego sypialni nikt nie ma wstępu.
- To co? Mają spać na zolu?* - zapytałam, wskazując Michała i Mateusza.
- Tyś wymyśliła, coby u nos kimali* to rusz gową. - odgryzł się Bronek. Warknęłam na niego i usiadłam na kanapie, ze smutnym wyrazem twarzy. Panowie podeszli do mnie.
- Jo niy widza problymu. - powiedział Mody. - Mati, zbieroj się, jadymy do chałpy.
- Ruszcie się stąd na krok, to mie obaj popamiętocie. - burknęłam, mierząc ich wskazującym palcem. Wymienili szybkie spojrzenia i usiedli na kanapie, umiejscawiając mnie pomiędzy sobą.
- Jo niy chca nic godać, ale jo żech widzioł we twojej izbie...*
- Zapomnij, że bydziesz społ u Dei. - warknął Bronix, zanim Michał dokończył zdanie. Gdybyśmy znajdowali się w świecie kreskówek, w tym momencie nad moją głową pojawiłaby się żarówka. Wstałam, chwyciłam chłopaków za ręce i postawiłam do pionu.
- A to niby dlaczego? - zapytałam wujka, przechylając głowę na bok.
- Orsia, nawet nie...
- Na drugi roz, organizuj fajer bez alkoholu. - powiedziałam i podchodząc do wuja, pocałowałam go w policzek. - Chodźcie, jakoś wos tam poukładom.
Bronek i reszta stali z rozdziawionymi buziami na środku salonu. Marcel, nie mógł się powstrzymać przed drobnym żarcikiem.
- Ino się nie drzyjcie za bardzo, coby my mogli spać... Domyślocie się, o czym godom?
Wszyscy wlepiliśmy oczy w perkusistę, który wcale nie uważał, że powiedział coś nieodpowiedniego. Stał z szerokim uśmiechem i dłońmi w kieszeniach spodni. Pokręciłam głową i ruszyłam do swojego pokoju.
Stanęłam na środku pomieszczenia, podpierając się pod boki.
- Który zajmuje sofę? - zapytałam z rezygnacją.
Cisza.
- No któryś z was i tak musi kimać ze mną, nie ma innej opcji.
- Dyć Bronek nos zabije. - odezwał się Mateusz.
- Bronek, bydzie mioł nauczkę, coby niy obiecywać alkoholu, jak żeście są autami. - odparłam hardo i podeszłam do komody. Wyjęłam z niej piżamę i kosmetyczkę. - Namyślcie się, a jo zaroz byda nazod.
Pół godziny spędziłam w łazience, biorąc prysznic i myjąc włosy. Gdy zjawiłam się w moim pokoju, zarówno Mody jak i Mati siedzieli na sofie, gapiąc się w podłogę. Rzuciłam ubrania na stojące przy biurku krzesło i wślizgnęłam się pod kołdrę.
- Gdyby któryś z was jednak podjął jakąkolwiek decyzję, śmiało. Nie gryzę.
To mówiąc, obróciłam się do nich tyłem i układając się wygodnie, zamknęłam oczy.
Zaczynałam powoli zasypiać, gdy poczułam, że ktoś jednak kładzie się obok mnie. Obróciłam głowę. Nie byłam wybitnie zaskoczona, gdy zobaczyłam sylwetkę Mateusza. Rozbudziłam się całkowicie, gdy zaobserwowałam, że od pasa w górę nie ma na sobie nic. Rzuciłam okiem na sofę, na której spał zwinięty w kłębek Michał. Na oparciu wisiała koszulka i spodnie klawiszowca.
- No co? - zmieszał się. - Nie umiem spać w ubraniach. - bąknął, spuszczając wzrok na swoje bokserki.
- A godom ci coś? Czekaj, no trzeba go przykryć...
Wyszłam spod ciepłej kołdry. Wyciągnęłam z szafy gruby koc. Poduszkę, którą Mody miał pod plecami, wsunęłam mu pod głowę i opatuliłam go kocem, by nie zmarzł. Wróciłam do łóżka. Położyłam się tyłem do Mateusza.
- Dobranoc.
- Śpij słodko, Orchidejko.
Odwróciłam głowę. Niechcący, dotknęłam swoim nosem nosa Mateusza. Zakłopotałam się i poczułam, że pieką mnie policzki.
- Nie nazywaj mnie tak.
- Dlaczego?
- Ta suka tak do mnie mówi. - warknęłam po chwili ciszy.
- Kto?
- Dobranoc, Mateuszku.
Obróciłam się na prawy bok, tyłem do kolegi i przymknęłam oczy. Termit zachowywał bezpieczny dystans między nami, ale i tak czułam na sobie ciepło bijące z jego ciała. Dzięki temu, bardzo szybko usnęłam.
_____________________________________
* mianuje - nazywa się (miano - imię, nazwa)
* pódź sam - chodź tu
* biyr - piwo
* zol - podłoga
* izba - pokój
Mezmerize, bydziesz mie zbieroć z zolu, słowa honoru :) niy moga się powstrzymoć od śmiechu :)
OdpowiedzUsuńdobra, koniec tego dobrego, pora przejść do sedna...
niy wiym, co mom pisoć. chyba piyrwszy roz... jak niy drugi :)
Boże drogi, Michał <3 omomomom <3 zgadzam się z Deą, że Mody to prawdziwy facet, a nie jakaś pizda w rurkach :/
zazdroszczę naszej bohaterce że tuliła się do Michała, oj zazdroszczę. w sumie to też się tuliłam i nawet całowałam ^^. niby zwykły buziak w policzek a robi swoje. mam cichą nadzieję na powtórkę w sierpniu.
"Ino się nie drzyjcie za bardzo, coby my mogli spać... Domyślocie się, o czym godom?" - Marcel, mistrz nad mistrze :3 wiem, co mu chodziło po główce. jak to mówią: głodnemu to zawsze chleb na myśli... no i głodny głodnemu wypomni :)
z całego odcinka najbardziej podoba mi się scena z Deą, Mateuszem i Michałem. przy okazji ta scena mnie najbardziej rozbawiła. jakbyś mi zamieniła Mateusza na Jacka to ja z miłą chęcią biorę Jacka i Michała do siebie. co prawda mam małe łóżko ale jak się popieści to się zmieści :)
"Nie umiem spać w ubraniach." - leżę kurwa, leżę. Termit, ty zboczuchu wstrętny jeden :P
jestem ciekawa co powie Bronek jak zobaczy śpiącą bratanicę z Termitem.
śpiący Michał <3 miód wylewa mi się z ekranu laptopa hektolitrami normalnie <3
podsumowując, odcinek bardzo mi się podobał. świetny jak zawsze. z ogromną niecierpliwością czekam na ósmy rozdział.
pozdrawiam, ściskam, całuję i życzę weny moja kochana :*
ps: nie zabij mnie za ten komentarz, proszę...