piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział 12

   - Wejdziesz do środka? - zapytałam Mateusza, kiedy staliśmy na ganku. Mrugnął do mnie. Przekręciłam klucz w zamku i pchnęłam drzwi. Weszliśmy do domu. Z salonu dochodziły odgłosy płynące z telewizora, cichy śmiech wujka i rechot Michała. Gdy stanęliśmy z Termitem w progu pokoju, panowie uspokoili się i wlepili w nas swoje spojrzenia. Puściłam dyskretnie oko Bronkowi. Przywitałam się z nimi. Modego jednak ściskałam nieco dłużej. Było coś, co mnie do niego przyciągało. Po raz kolejny podrażnił moją skroń swoim zarostem. Odsunął się ode mnie, ciągle trzymając dłonie na moich ramionach. Uśmiechnął się słodko, i cmoknął mnie w czoło. Obróciłam się przodem do Mateusza. Miał dziwny wyraz twarzy i ręce skrzyżowane na piersi. Wzruszyłam ramionami i machnęłam na niego.
   - Co pijemy? - cisza. - Mateusz?
   Rzuciłam okiem w kierunku drzwi. Klawiszowiec stał z dłońmi w kieszeni spodni. Wzrok utkwił w jakiś niewidzialny punkt na lodówce. Podeszłam do niego i machnęłam mu ręką przed oczami.
   - Co? Mówiłaś coś?
   Wywróciłam oczami.
   - Nie no skąd. - burknęłam. - Musiało ci się zdawać.
   Chciałam wrócić do przygotowywania herbaty, gdy poczułam na sobie delikatny dotyk. Sekundę później na moje plecy naparła ściana w postaci klatki piersiowej chłopaka. Odchyliłam głowę.
   - Zamyśliłem się. - przyznał. Wzięłam głęboki wdech. Jego ręce nieśmiało powędrowały przez moje biodra, by później skrzyżować się na brzuchu. Oparłszy brodę o moje ramię, przymknął oczy. 
   - Bardzo się tym przejąłeś. - zauważyłam. Nie musiałam nawet tłumaczyć, że chodzi o sytuację sprzed kilkudziesięciu minut. Burknął ciche "no".
   - Orsia zróbcie nom też jako kawa, bo momy kryzys! - usłyszeliśmy wołanie Modego. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem i uwolniłam się z uścisku kolegi. Położyłam na blacie dwa dodatkowe kubki.
   - Myślisz, że to przez to, że ją zignorowałem?
   - Bardzo możliwe. Jesteś chyba pierwszym facetem, który ją najzwyczajniej w świecie olał. - czajnik pstryknął cicho. - Nie wiem co mamy teraz robić.
   - Tyle jej nie wystarczy? - odparł podniesionym tonem. Szturchnęłam go w bok i głową wskazałam salon. - Uszkodziła mi auto, a ty prawie mi tam zawału dostałaś. - dodał ciszej. Zlustrowałam go z góry na dół jakby był kimś podobnym do Agi, czyli niespełna rozumu.
   - Znam ją na tyle, że mogę być prawie w stu procentach pewna, że odpuści dopiero, jak wyląduję w psychiatryku z ciężką depresją i kilkoma próbami samobójczymi na koncie.
   - No co ty...
   - Mówię jak jest. - wzięłam kubki z kawami. - Chyba zaczynam doceniać ten urlop od szefa...
   Wyszłam z kuchni, zostawiając Mateusza samego z myślami. Będąc już w salonie, podałam kawy muzykom, którzy faktycznie wyglądali na zmęczonych.
   - Ślypia nom się same zawiyrają...* - pożalił się wujek.
   - To pijcie zanim jest gorąca. - uśmiechnęłam się. Nagle przede mną znalazła się ręka Mateusza z moim kubkiem. Odebrałam go od niego i wcisnęłam się na kanapę, między Bronka i Michała.
   - Siedźcie tu, godajcie coś, bo jo byda społ. - stęknął Mody.
   Rozpoczęliśmy ożywioną rozmowę o klipie do Richtera. Nastąpił niewielki progres. Dzisiaj byłam już w stanie rozmawiać na temat teledysku bez uzewnętrzniania mojej szczerej niechęci do tego. Stawiński jeszcze raz przedstawił nam swoją wizję. W trakcie, kilkakrotnie usłyszał od mojego wujka, że się powtarza. Nie zwracał na niego najmniejszej uwagi, tylko kontynuował snucie swojej wizji. Chyba tylko mi to nie przeszkadzało, bo nawet Mati zaczął przewracać oczami. Ja, zakochana w barwie jego głosu mogłabym słuchać go godzinami. Przy okazji mogłam obserwować z jaką pasją i zaangażowaniem opowiada o nowym przedsięwzięciu zespołu. Wszystko, każdy najdrobniejszy szczególik musiał być perfekcyjnie dopracowany. Pełen profesjonalizm.

   Michałowi w końcu udało się skończyć swoją opowieść o klipie, przy akompaniamencie westchnień i chrząkania wujka i Mateusza. Później przez chwilę skupialiśmy swoją uwagę na jakiejś komedii, której scenarzysta myślał zapewne, że jest w stanie napisać coś zabawnego. Patrząc na owy film wywnioskowałam, że okrutnie się mylił.
   W końcu Mody postanowił wrócić do siebie. Pożegnałam się z nim długim i mocnym uściskiem. Zasugerowałam mu, by wpadał do nas częściej. Uśmiechając się szeroko obiecał, że będzie nas odwiedzał tak często, jak tylko będę tego chciała.
   - Jo też się byda zbieroł. - powiedział Mati, gdy wróciłam do salonu. Podeszłam bliżej niego i przymrużyłam oczy.
   - Kaj* ci się tak śpieszy?
   - Do doma. Wiela wom moga przeszkadzoć?
   - Ady siedź. - westchnęłam. - Wolałabym, cobyś zostoł aż się cima* na placu zrobi. Skąd wiysz, czy ta wariotka kajś tu niy łazi?
   Zastanowił się chwilę. Poszłam pozbierać ze stołu puste kubki. Mateusz ruszył za mną. Chwilę obserwował mnie w milczeniu, aż w końcu się odezwał.
   - Mosz recht.*
   - Obiecaj, że zanim pojedziesz do siebie sprawdzisz te hamulce jeszcze roz.
   - Ni mom wyjścia. Poza tym, twoje przerażenie przeszło chyba na mnie. - uśmiechnął się lekko. Poklepałam go krzepiąco w ramię.
   - Strzeżonego Pan Bóg strzeże. Sprawdzenie auta nie zajmie ci dużo czasu, a ja będę spokojniejsza.
   Pokiwał głową. Myjąc naczynia, zerkałam dyskretnie za okno. Między drzewami i krzewami doszukiwałam się blond czupryny. Nic nie widziałam, ale mimo to, gdzieś w mojej głowie błąkał się niepokój. Bardzo bałam się o Mateusza. Gdybym tak dostała wiadomość, że miał wypadek i leży w szpitalu...
   Nagle głucha cisza przerwała moje myśli. Potrząsnęłam głową i rozejrzałam się. Woda, która jeszcze przed sekundą płynęła ciepłym strumieniem z kranu, zatrzymała swój pęd. Obróciłam głowę.
   - Wodę odłączyli, czy co? - burknęłam pod nosem. Kiedy przekręciłam kurek, strumień na nowo pocieknął. Rzuciłam znaczące spojrzenie Mateuszowi.
   - Pięć minut patrzyłaś w okno, a woda ciekła i ciekła i ciekła i...
   - Dobrze, już wystarczy. - dźgnęłam go w bok. W pewnym momencie, on wbił palce między moje żebra. Nie lubiłam łaskotek, więc zaczęłam się wiercić, piszczeć i wyrywać się koledze. Niestety, bezskutecznie.
   - Co? Nie lubisz łaskotek? - zapytał z szyderczym uśmiechem.
   - Nienawidzę! - krzyknęłam i mocnym zrywem wyswobodziłam się z ramion Mateusza. Pobiegłam schodami na górę. Nie zdążyłam niestety zamknąć za sobą drzwi. Termit wbiegł za mną do pokoju. Rozpędził się i wpadł na mnie. Straciłam równowagę, przez co obaj runęliśmy na łóżko. Materac jęknął pod naszym ciężarem. Mati przez chwilę leżał bez ruchu i patrzył mi prosto w oczy. Wyciągnęłam ręce spod ciała klawiszowca i oparłam je na jego plecach. Szatyn w ułamku sekundy lekko obrócił głowę i delikatnie musnął wargami moją szyję. Poczułam się tak, jakby przebiegł przeze mnie prąd.
   - Mógłbyś ze mnie zejść? - wychrypiałam.
   - Jestem aż taki ciężki? - zapytał z udawanym smutkiem. Kiwnęłam głową, uśmiechając się. Chwilę później, byłam już uwolniona od ciężaru Mateusza. Odetchnęłam teatralnie. Chłopak chwycił mnie za dłonie i pociągnął tak, że zmieniłam pozycję z leżącej na siedzącą. Sytuacja sprzed kilku chwil, plus niezręczna cisza sprawiły, że poczułam się speszona.
   To było, jakby ktoś wysłuchał mich próśb. Ciszę przerwał telefon Mateusza oznajmiający, iż otrzymał on wiadomość tekstową. Wyciągnął aparat z kieszeni i zabrał się za czytanie sms-a. Wybałuszył oczy i podał mi telefon.
   - Co? - burknęłam, wyciągając rękę.
   - Sama zobacz.
   Rzuciłam okiem na ekran. U góry, widniał napis "Wiadomość od: Agnieszka" a pod spodem treść, która brzmiała "Widzę, że ciągle masz zamiar marnować czas na tą niedorajdę?". Przestraszyłam się. Podbiegłam do okna. Na zewnątrz stała Aga. Gdy zobaczyła mnie, pomachała z psychopatycznym uśmiechem.
   - Biegnij na dół zamknąć drzwi wejściowe! - krzyknęłam do Mateusza, po czym zaciągnęłam zasłony. Pobiegłam za nim. Nie chciałam być teraz sama, po prostu się bałam.
   - Gotowe. - oznajmił. Rozłożyłam ramiona i objęłam go w pasie ze wszystkich sił.
   - Mateuszku, zaczynam się coraz bardziej bać... - zaszlochałam. - Ona jest psychiczna, zabije w końcu i ciebie i mnie... A może nawet Bronka.
   - Musimy to zgłosić na policję. - mruknął, głaszcząc mnie po głowie. Odsunęłam się od niego na długość ramion.
   - Nie! Zwariowałeś?! Posłuchaj... Musisz dziś zostać u nas. - stanęłam na palcach, by móc utrzymać z nim kontakt wzrokowy. - Nie pozwolę ci wracać do domu, rozumiesz co do ciebie mówię? Nie pozwolę ci.
   - Dobrze, nie pozwolisz. - oparł dłonie na moich ramionach. - A co powiesz Bronixowi?
   - Po prostu, że zostajesz u nas. On nie będzie miał żadnych pretensji. - wysiliłam się na ledwo widoczny uśmiech.

   Miałam rację. Wujek nie miał cienia pretensji o mój pomysł. Powiedział jedynie, że gdyby Mateusz potrzebował maszynki do golenia, to zapasowa jest w półce nad umywalką.
   - Dostałam wiadomość. - burknęłam i podałam mój telefon Mateuszowi. Szybko przeczytał treść wiadomości. Nie było w niej gróźb. Jedynie pytanie, kiedy zamierzam wrócić do pracy.
   - Ile dni urlopu dostałaś? - zapytał klawiszowiec. Wzruszyłam ramionami.
   - Nie mam pojęcia. Szef powiedział tylko, żebym kilka dni odpoczęła. - spojrzałam na niego. - Myślisz o tym samym, co ja?
   - Tak mi się wydaje... Powinnaś zadzwonić do szefa, a najlepiej spotkać się z nim i poprosić, by przeniósł cię do innego biura.
   - Nie mam innego wyjścia. Nie mogę dalej z nią pracować. - zastanowiłam się chwilę. - Ale co powiedzieć szefowi? Prawda nie wchodzi w grę.
   - Powiesz po prostu, że nie możecie się dogadać z Agnieszką od jakiegoś czasu i żeby zlikwidować konflikt w zarodku, prosisz o przeniesienie do innej placówki i tyle.
   Dlaczego ja sama nie wpadłam na takie proste rozwiązanie? - zapytałam siebie w myślach. Oczywiście przyznałam rację Mateuszowi i obiecałam, że zadzwonię do szefa i poproszę go o spotkanie na neutralnym gruncie. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Dyskretnie zerknęłam za zasłonę. Bałam się, że znowu zobaczę Agnieszkę, ale nie było jej tam. Odetchnęłam i ponownie zasłoniłam okno.
   Zaczęłam zastanawiać się nad pomysłem Mateusza. Pewnie każdy na moim miejscu powierzyłby sprawę policji, ale nie ja. Nie ufałam im. Byłam przekonana, że po jakimś czasie, nie wskórawszy umorzyliby sprawę, a Aga dalej bezkarnie by nas dręczyła. Ponadto, za takie posunięcie zaczęłaby się okropnie mścić. Summa summarum, coś z tym zrobić trzeba. Zastanawiam się, nad jeszcze jedną próbą porozmawiania z nią. Za obstawę wzięłabym Matiego. Razem na pewno dalibyśmy jej radę. Z drugiej strony nigdy nie wiadomo, jak zareagowałaby na naszą wizytę. Od jakiegoś czasu zaczynam podejrzewać ją o chorobę psychiczną, a ludzie chorzy są często nieobliczalni. Gdyby Bronek o wszystkim wiedział, stuprocentowo zapakowałby mnie i Termita do samochodu i zawiózł na komisariat. A nie o to mi chodzi. Chciałabym załatwić tą sprawę jak najbardziej polubownie. Nie byłam do końca przekonana o skuteczności takiego rozwiązania, ale lepsze to, niż tournee po komisariatach i sądach. Wujek może mieć do mnie pretensje, że nic mu nie powiedziałam, ale mam nadzieję, że zrozumie, że robię to też dla niego. Nie chcę, by Agnieszka zrobiła mu coś złego. Wystarczy mi już, że martwię się o Mateusza i o siebie. Miała rację, obaj nie wyjdziemy spokojnie z domu. W końcu możemy ją spotkać na każdym kroku...
   Z chwilą wybicia godziny 21, Mati poszedł do łazienki. Spędził w niej jakieś dwadzieścia minut. Ja w tym czasie zdążyłam zrobić nam dwie wielkie porcje gorącego kakao. Usiedliśmy na łóżku po turecku, naprzeciwko siebie.
   - Kiedy do niego zadzwonisz? - przysunął się tak blisko, że nasze kolana stykały się ze sobą.
   - Pojutrze?
   - A czemu nie jutro?
   - Sama nie wiem... - mruknęłam. - Chyba chcę mieć jeszcze jeden dzień na przemyślenie wszystkiego. Nie martwię się już rozmową z Bronkiem, powiem mu to samo co szefowi. 
   Nagle drzwi otworzyły się i w szczelinie pojawiła się głowa Bronka.
   - Co tam miśki? - zapytał wesoło. - Myślałem, że bydziecie już kimać, bo cicho tu tak...
   Mati szturchnął mnie w ramię. Odchrząknęłam.
   - Wiesz wujku, będę musiała zadzwonić do szefa i poprosić, by przeniósł mnie do innego biura.
   - Czemu? Dyć tu mosz chyba nojbliżej.
   - No ja, daleko ni mom, ale miałam parę spięć z Agą i jakoś niespecjalnie chce mi się pracować razem z nią.
   Wszedł do pokoju i usiadł przy biurku.
   - Tak po prawdzie to ci się nie dziwię... Fto z nią wytrzymo... - popatrzył po nas i uśmiechnął się szerzej. - W takim razie dzwoń do niego, na pewno się dogadacie. A, właśnie... Mody dzwonił, jutro momy być o dziesiątej w firmie, szykuje się jakiś koncert w Bytomiu, chcą to z Marcelem przedyskutować z nami.
   Na dźwięk słowa koncert, oczy Mateusza błysnęły.
   Do godziny 1:30 Bronek siedział w moim pokoju i rozmawiał z nami o koncercie, o charakteryzacji i o efektach. Kiedy zorientowaliśmy się, że zegar wybił wpół do drugiej w nocy, wszyscy położyliśmy się spać.
________________________________
* zawiyrać - zamykać
* kaj -gdzie
* cima - ciemność
* mosz recht - masz rację

2 komentarze:

  1. wybacz, że komentuję dopiero teraz, ale wcześniej nie dałam rady :*

    czyżby Mateusz był zazdrosny o Michała? no no no...

    głos Michała <3 wcale się Dei nie dziwię, że się w nim zakochała, bo ja sama go uwielbiam :3 mógłby mówić o dupie Maryni a ja i tak byłabym wniebowzięta :3 och... w sierpniu będziemy miały audio-orgazm :)

    teledysk do Richtera... nie mogę się doczekać, kiedy Obersi go nagrają.

    no way... ta zdzira przyszła aż pod dom Dei i Bronka? O____o no kurwa mać... niechże ją zamkną w jakimś psychiatryku na siedem spustów bo pewnego pięknego dnia doprowadzi do jakiejś tragedii...

    świetny pomysł z tym przeniesieniem do innej placówki. nie wiem czemu, mam pewne obawy, czy szef aby na pewno zgodzi się na coś takiego... zresztą sam dał Dei wolne więc nie będzie miał nic przeciw jej przeniesieniu... wyjdzie w praniu, jak to mówią xD

    no to sobie posiedzieli i pogadali :3 słodko tak :3 ech, coś mi się wydaje, że Dea i Mati będą razem... nie dość, że się dogadują to jeszcze wzajemnie się uzupełniają (nie wiem skąd taki wniosek, ale ciii...)

    moja kochana, znów nazwisko mego męża się pojawia... przypadek? przeznaczenie xD

    rozdział, jak wszystkie poprzednie, bardzo mi się podobał. czekam z niecierpliwością na następny.

    życzę mnóstwa weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest, jest! :)

    Mateusz jest taki uroczy... aż ma się go ochotę uściskać!

    Jeszcze trochę i Orsia nam się przekona do występowania w teledysku... a co więcej - teledysk będzie cacy!

    Jak ten blond stwór nie da im spokoju to własnoręcznie ją uduszę, grr! Jakim moronem trzeba być, żeby się zachowywać tak, jak ona?... No jakim?...

    Część jak zwykle - wspaniała. Nie wiem jak Ty to robisz, ale piszesz coraz lepiej i lepiej!

    Czekam na kolejne!

    Mnóstwo czasu, weny, pomysłów... :*

    OdpowiedzUsuń