niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 11

   Było wczesne popołudnie. Bałam się, bo nie wiedziałam co usłyszę. Dziwię się, skąd wzięłam odwagę, by tu przyjść. Jedyne wytłumaczenie, jakie przychodziło mi do głowy, to chęć odzyskania dobrych kontaktów z Mateuszem. On jest dla mnie jak starszy brat i nie mogę pozwolić mu tak po prostu odejść. Nie po tym, co dla mnie zrobił.
   Nacisnęłam przycisk przy cyferce 4. Kilka sekund później, usłyszałam w domofonie szelest.
   - Proszę?
   - To ja, Orchidea. Możemy porozmawiać?
   Rozległ się charakterystyczny, bzyczący dźwięk. Pchnęłam drzwi i weszłam na klatkę. Ciężko wchodziłam po schodach, starając się opanować drżące nogi. Pierwsze drzwi były już uchylone. Nieśmiało w nie zapukałam.
   - Wchodź!
   Przekroczyłam próg. Znalazłam się w małym przedpokoju, którego ściany były pomalowane na kolor cappuccino. Garderoba, składająca się z niewielkiej szafy, półki na buty, oraz drugiej półeczki była w kolorach jasnego i ciemnego jesionu. Podłoga pokryta panelami w ciepłym kolorze olchy ładnie uzupełniała całość. Zdejmując kurtkę i buty, skupiłam uwagę na trzech obrazach, przedstawiających martwą naturę.
   - Zapraszam dalej, nie będziemy przecież rozmawiać w przedpokoju. Czego się napijesz?
   - Niczego, nie zajmę ci dużo czasu.
   Weszłam do malutkiego pokoiku. Meble, ściany oraz podłoga były jasne. Ciemne kolory niepotrzebnie przytłoczyłyby to pomieszczenie.
   - Dla ciebie, ten metraż może wydać się klaustrofobiczny. Mieszkasz w dużym domu, a to tylko skromna kawalerka.
   - Nie zapominaj, że zanim wprowadziłam się do wujka też żyłam w bloku i dobrze wiem, co to znaczy. - odparowałam. - Odłóżmy to, nie o tym chcę z tobą rozmawiać.
   - A o czym?
   - Nie udawaj... Zauważyłaś, że ostatnio między nami istnieje tylko jeden temat?
   Blondynka usiadła bliżej mnie. Moje pytanie wywołało na jej twarzy doskonale znany mi kpiący półuśmiech. Dopiero teraz pożałowałam, że tu przyszłam. Czekanie na odpowiedź ze strony Agnieszki dłużyło się do tego stopnia, że każda sekunda była jak minuta.
   - Mateuszek... - mruknęła. - Wiedziałam, że w końcu pękniesz. Widzisz, Orchidejko? Mogłaś od razu przyjść i porozmawiać, zamiast się obrażać. Słucham cię, co chcesz wiedzieć?
   - Chociaż raz nie kpij. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. 
   - Nie zamierzam. Mi ta rozmowa również nie jest na rękę.
   - A jednak wpuściłaś mnie do mieszkania. - zauważyłam.
   - Im prędzej sobie wyjaśnimy pewne kwestie, tym szybciej przestaniesz zadawać głupie pytania. - odgryzła się. - No, mów o co chodzi? Co z Matim? 
   - Ty mi powiedz o co chodzi. Odkąd poznałam członków Oberschlesien zmieniłaś się. Nie jesteś już tą samą ciekawską, nawet trochę wścibską Agą. Zachowujesz się, jakby wstąpił w ciebie jakiś demon. Raz nawet mi groziłaś. - przerwałam, by zrobić głębszy wdech. - Nie jestem w stanie pojąć za co mnie tak nienawidzisz. Co ja ci zrobiłam, że traktujesz mnie jak największego wroga? Utrudniłam ci kiedyś życie? Sprawiłam przykrość? No, dalej, powiedz w końcu, o co ci chodzi?
   Patrzyła na mnie przeszywającym spojrzeniem. Odwróciłam wzrok. Spoglądałam na  niewielki dywanik, leżący pod okrągłym stoliczkiem. Cisza dała mi do zrozumienia, że Agnieszka na pewno coś kombinuje. No bo dlaczego tak długo nie wydusiłaby z siebie ani słowa? Po chwili dotarło do mnie, że moje podejrzenia są najprawdopodobniej błędne.
   - Nigdy bym nie przypuszczała, że zagrasz ze mną w otwarte karty. - w jej głosie zabrzmiała szczera nuta uznania.
   - Bo nie mogę już tego wytrzymać.
   - To jest po prostu cholernie niesprawiedliwe. Popatrz, ile ja mam. - omiotła wzrokiem pokój. - Klaustrofobiczną kawalerkę, żadnej rodziny, zero perspektyw. A ty? Ty masz wszystko. Wielki dom, rodzinę, sławnych przyjaciół i faceta, który poza tobą świata nie widzi. No co się tak gapisz? - zbulwersowała się, widząc moje zdziwienie. - Mati ciągle nawija tylko o tobie. A Orsia to, a Orsia tamto... Nie ukrywam, irytuje mnie to. Zasugerowałam mu już, że gdy jest ze mną, ma nie mówić o tobie.
   - Nic z tego nie rozumiem... - przyznałam. W głębi serca byłam najszczęśliwszą dziewczyną na ziemi. Miałam ochotę jak najszybciej dorwać Mateusza i przytulić najmocniej, jak potrafię.
   - A co tu jest do rozumienia? Jestem zdania, że jeżeli ktoś ma za dużo, sprawiedliwie jest trochę mu odebrać.
   - Dlaczego akurat Mateusz? - zapytałam cicho.
   - Bo z tego co wiem, na nim ci najbardziej zależy.
   - Nie zasługujesz na niego. - warknęłam.
   - Czyżby?
   - Owszem. Nie pozwolę, by taka zdzira jak ty owinęła sobie wokół palca tak cudownego człowieka.
   Moje słowa sparaliżowały ją do tego stopnia, że nie wiedziała co powiedzieć. Patrzyła na mnie z lekko rozchylonymi wargami. Zamiast odpowiedzi, chwyciła mnie za przedramię i zerwała z kanapy. Zaciągnęła mnie do przedpokoju i ryknęła, bym opuściła jej mieszkanie. Ubrałam buty.
   - Pożałujesz tego, co powiedziałaś, szmato. - rzuciła we mnie moją kurtką i wypchnęła na klatkę schodową. 
   Przestraszyłam się nie na żarty. Zerknęłam na zegarek w telefonie. Do autobusu, zostało mi jakieś dziesięć minut. Byłam pewna, że zdążę, zatem pobiegłam w kierunku przystanku.

   Załomotałam w drzwi, zapominając o zasadach dobrego wychowania. Przystępując z nogi na nogę czekałam. Czekałam i czekałam... W końcu, klamka opuściła się a w progu stanął Mateusz.
   - Orchidea? - zdziwił się, jednak otworzy drzwi na oścież, bym mogła wejść do środka. Nieśmiało przekroczyłam próg i stanęłam przodem do kolegi. Mierzyliśmy się wzrokiem w milczeniu. Nie wiem, jak długo to trwało. Ani ja, ani on nie byliśmy w stanie znaleźć dobrych słów na tę okoliczność. Zamiast nudnego monologu, po prostu zacisnęłam ramiona wokół jego pasa, a policzek mocno wtuliłam w pierś klawiszowca.
   - Tęskniłem za tobą. - powiedział, głaszcząc mnie po plecach. Zadarłam głowę, a on opuścił swoją. Uśmiechnął się tak, jak chyba tylko on potrafi. Zaśmiałam się ze szczęścia i jeszcze mocniej go ścisnęłam.
   - Mateuszku, cholernie cię przepraszam. Byłam zdenerwowana, wcale nie myślałam, że jesteś wścibski. Przecież nie jesteś. Przeciwnie, wiesz? Pierwszy raz spotkałam tak kochaną osobę. I wiesz co? I...
   - Ja też się cieszę, że cię widzę. - przerwał mi. - Wchodź, zaraz ci zrobię herbatkę.
   Zamiast do pokoju, ruszyłam za nim do kuchni. Stanęłam na progu i oparłam się o framugę. Dopiero teraz przyjrzałam się mu dokładnie. Włosy miał jak zawsze nastroszone, a twarz pokrytą dwudniowym zarostem.
   - Mati? Naprawdę nie jesteś zły?
   - Ale przestań... Jasne, że nie.
   - To dlaczego się nie odzywałeś? Martwiłam się o ciebie...
   - Nie chciałem ci się narzucać. - powiedział smutno, zalewając herbatę. Podeszłam do niego. Przytuliłam się do jego ramienia jak małe dziecko. - Choć tak prawdę mówiąc, - dodał. - miałem zamiar wybrać się do ciebie. Strasznie tęskniłem...
   - Na brak rozrywki nie mogłeś chyba narzekać?
   Puściłam jego ramię, by mógł przejść do większego pokoju. Postawił przede mną kubek z herbatą i usiadł obok.
   - Cołki* czas żech siedzioł w doma. - powiedział nienagannym, śląskim akcentem, unosząc brwi ze zdziwienia. - Co żech mioł robić?
   Patrzyłam na niego nie mrugając nawet powiekami. Moja mina musiała wyglądać komicznie, bo z jego buzi zniknęło zdziwienie, a jego miejsce zajął szeroki uśmiech. W takim razie te rzekome spotkania z Agnieszką to jedna, wielka ściema? Sposób na dobicie mnie? Nie wiem co zrobię Adze jak ją spotkam...
   - Ale jak to w doma...? Som?*
   - A z kim? - zaśmiał się. - Jakoś nie miałem nastroju na jakieś wypady i spotkania. Z resztą, wejrzyj się* na mie.
   Prawda, nie wyglądał dziś zbyt wyjściowo. Upiłam ostrożnie pierwszy łyk herbaty. Mateusz uparcie patrzył na mnie. Jego wzrok nieco mnie sparaliżował, jednak po kilku minutach udało mi się odzyskać zdolność mówienia.
   - Dobra... Dobra, powiem ci. Ale Mati, nawet nie próbuj rozmawiać na ten temat z Bronkiem. - wymierzyłam w niego wskazujący palec prawej dłoni. Doskoczył do mnie. Jedną ręką przytulił mnie do siebie, natomiast drugą przyłożył do swojej piersi.
   - Przysięgam, nikomu nic nie powiem.
   - To słuchaj... Agnieszka twierdzi, że przez te dni, w które się nie kontaktowaliśmy, spotykaliście się. Raz podobno byłeś u niej na noc.
   - Co ty godosz?!
   - Opowiadała mi ze szczegółami, jak krok po kroku* namawiała cię do spędzenia wspólnej nocy i z tego co mówiła, udało jej się.
   Objął mnie obiema rękami, tworząc z nich coś w rodzaju potrzasku. Pokręcił głową i z głośnym westchnieniem oparł ją o moją skroń. Siedzieliśmy w milczeniu. Słychać było jedynie nasze oddechy. Prosiłam go w myślach, by zaczął coś mówić. Miałam idealne warunki do spania.
   - Spotkałem się z nią dwa razy. - odezwał się w końcu. - Ten drugi raz był tak po prawdzie wymuszony. Pisała do mnie, wydzwaniała, prosiła, błagała... Nie miałem życia. Połaziliśmy jakieś pół godziny po mieście. To było chyba najgorsze trzydzieści minut w moim życiu. Wymyśliłem na poczekaniu, że niestety muszę już iść, bo Oberschlesien ma próbę. - nachylił się, by spojrzeć na moją twarz. - Od tamtej pory ją ignoruję.
   - Ignorujesz Agę?
   - Co w tym dziwnego? - zapytał szczerze zdziwiony.
   - No wiesz, kogo jak kogo, ale jej żaden mężczyzna nie ignoruje.
   - Ja nie jestem desperatem. - odparł wesoło. Parsknęłam cichym śmiechem. - Dziewczyna, która próbuje mnie zaciągnąć do łóżka na pierwszym spotkaniu nie jest w moim typie.
   Następną godzinę ciągle rozmawialiśmy. Mieliśmy w końcu kilka dni do nadrobienia. Doszliśmy wspólnie do wniosku, że musimy wybrać się do Marshalla po zdjęcia, które zrobił nam, podczas gdy spaliśmy w najlepsze, oraz te z imprezy. Postanowiłam zrobić z nich piękny kolaż i powiesić na ścianie.
   Jakiś czas później, postanowiłam wrócić do domu. Musiałam przecież przyznać Bronkowi, że po raz kolejny miał rację. Mati faktycznie nie był zainteresowany Agą.
   Termit uparł się, że odwiezie mnie do domu. Gdy wyszliśmy z bloku, momentalnie rzuciło nam się w oczy, że ktoś majstruje przy samochodzie klawiszowca. Na zewnątrz panowała już tzw. szarówka, ale ja mimo to rozpoznałam osobę doskonale.
   - Ty szmato! - krzyknęłam i puściłam się pędem w stronę blondynki. Spłoszyła się i zaczęła uciekać. Nie dane mi było jej złapać, bo Mateusz chwycił mnie za ramiona i mocno przycisnął do siebie.
   - Orsia, spokojnie, nie warto sobie rąk brudzić.
   - Oszalałeś?! - wrzasnęłam. - Jak ja mam być spokojna?! Czy ty nie zdajesz sobie sprawy z tego, że ona mogła uszkodzić ci samochód?! Jeżeli myślisz, że...
   Przyłożył dłoń do moich ust.
   - Cicho. Zaraz wszystko sprawdzę.
   Podeszliśmy do Skody. Na przednich drzwiach od strony kierowcy znajdowała się duża, czarna plama. Chłopak doszedł do wniosku, że to najprawdopodobniej lakier do paznokci. Obok, znajdowały się dwie bardzo głębokie rysy, a za wycieraczką kartka z napisem "nie wyjdziecie spokojnie z domu".
   - Mati... - przytuliłam się mocno do niego i pozwoliłam łzom swobodnie płynąć. - Boję się.
   - Zaczekaj na chwilkę, sprawdzę przewody hamulcowe.
   Odkleiłam się od niego, jednak nie przestawałam ściskać jego dłoni. Rozglądałam się gorączkowo wokół. Nigdzie nie widziałam Agnieszki.
   - Są nienaruszone. - to mówiąc pocałował mnie w czubek głowy. - Wskakuj do środka.
   Jechaliśmy wolno. Co chwila przypominałam Mateuszowi, żeby nie przesadzał z prędkością. Nigdy nic nie wiadomo... 
____________________________________
* cołki - cały
* som - sam
* wejrzyj się - spójrz, zobacz
* krok po kroku - ze specjalną dedykacją dla Schneiderowej ;***

3 komentarze:

  1. Jerona, Mezmerize, fest mie zaskoczyłaś tym rozdziałem. niy wiym co napisoć bo durch jeżech w głymbokim szoku O__o

    wpiyrw myślałam aże Dea idziy do Matiego albo Modego, a tukej prosza, do Agnieszki. jeżech fest dumna z noszej bohaterki jak pedziała Adze to, co nurtuja ją od dłuższego czosu.

    ha! czyli miałam rację z tymi rzekomymi spotkaniami Agi i Mateusza ^^.

    jo myśla aże Dea słuszniy boi się Agnieszki. jak łona jest zdolna do kłamstwa to do rękoczynów równiyż.

    ach, nosza bohaterka poszła do Termita :3 tyle miłości <3

    fest się ciesza aże Mati i Dea wszystko sobiy wyjaśnili i się pogodzili. od rozu da się wyczuć aże między nimi cosik jest :) niy wiym co Ty tam do nich kombinujesz, ale jo widza ich rozem :3

    no i co do Agi to się dużo niy pomyliłam... łona jest prowdziwą desperatką skoro niszczy samochód Mateuszowi... zaczynom się poważniy jej boć... niych ją wyślą do jakigoś psychiatry albo lepiyj... niych ją zamkną w jakiejś pustelni :)

    fest Ci dziękuja za dedykację :***

    wszędzie jest nazwisko mego męża, wszędzie -.- powoli zaczynom tym rzygoć...

    podsumowując, rozdział fest się podoboł, czekom na nostępny <3

    życza weny łoraz czosu i całuja Cię :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie skończyłam czytać całe opowiadanie, od początku!
    Oberschlesien nie słucham, ale mimo wszystko wchłonęło mnie doszczętnie!
    Świetnie sobie radzisz z tym opowiadaniem, jest baaardzo dobre!

    W tym momencie mogę powiedzieć tyle, że chcę, żeby Dea była z Matim, a Aga niech się w piekle usmaży, o!

    Pisz dalej, czekam niecierpliwie. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło widzieć Twój komentarz tutaj. :) Bardzo się cieszę, że podoba Ci się Hajmat, wkładam w niego dużo serca. :)
      Oberschlesien bardzo polecam, są nazywani Śląskim Rammsteinem, wkładają dużo serducha w swoją muzykę. ^^

      Usuń