Niecałe piętnaście minut później, siedziałam w salonie z kubkiem kawy i oglądałam program śniadaniowy. Z tego, co przedstawiała mapa Polski, w Piekarach Śląskich i okolicach ma być pochmurno i chłodno. Po prognozie pogody, zaczął się wywiad z lekarzem, na temat sposobów zapobiegania chorobom. Oglądałam go, nie przywiązując wagi do tego, co mówił prowadzący i doktor.
- Jak tu pięknie kawą... A co ty już robisz na nogach?
- Mama mnie obudziła.
- Co u nich?
Odprowadziłam go wzrokiem do kuchni. Szybko wyszedł z niej niosąc filiżankę białej kawy. Rozsiadł się w fotelu i rzucił okiem na telewizor.
- Tata jutro wyjeżdża do Niemiec w delegację, a mama oddaje się swojej pasji.
Pokiwał głową. Burknął pod nosem, że będzie musiał zadzwonić do taty, by życzyć mu szczęśliwej podróży. Było po nim widać, że jest trochę zawiedziony, że tata nie odwiedził nas przed wyjazdem. Mimo to jestem pewna, że odbiją to sobie po jego powrocie.
- Mosz jakieś plany na dziś? - zapytał nagle Bronek. Wydęłam policzki i wzruszyłam ramionami.
- Żadnych specjalnych. Połażę po domu, uwarzę jakiś obiad, a później może jakiś krótki szpacer.
- Mateusz się odzywoł? - wyczułam, że się zawahał przez sekundę. Pokręciłam wolno głową. Wujek nie komentując, poszedł zająć się swoimi sprawami.
Jak planowałam, tak zrobiłam. Najpierw, ogarnęłam dom. Na szczęście, wystarczyło zetrzeć kurze i umyć podłogi. Później, zaczęłam myśleć nad obiadem. Jako, że lubię zrobić coś z niczego, przejrzałam zawartość wszystkich szafek i lodówki. Przyjrzałam się znaleziskom. Ziemniaki, papryka, kiełbasa, por. Postanowiłam przygotować z tego szybkie i proste danie jednogarnkowe. W międzyczasie, wujek kilkakrotnie wpadł do kuchni, pytając jak długo jeszcze ma czekać.
- Ady dej mi jeszcze minutę! - warknęłam, po setnym z kolei pytaniu "ile jeszcze?".
- Jeżech godny.*
- Jak bydziesz mi przeszkadzoł, to się nigdy nie doczekosz. - wskazałam jadalnie. - Siadej na rzici* bo mie nerwujesz.* - dodałam z uśmiechem. Zdziwiłam się, gdy wujek bez słowa opuścił kuchnię, zostawiając mnie samą.
Niecałe dziesięć minut później, talerz z jedzeniem stał już na stole przed Bronkiem. Podałam mu do tego szklankę soku i ruszyłam do wyjścia.
- Dea, nazod!
Przewróciłam oczami i stanęłam w progu jadalni.
- Obraziłaś się na jedzenie?
- Nie, później zjem. Muszę wyjść się przewietrzyć, bo coś mnie głowa boli.
- Osobiście ci nałożę, jak wrócisz.
- Mom przy sobie komórka! - krzyknęłam, będąc w holu.
Prognoza sprawdziła się połowicznie. Było faktycznie chłodno, ale słońce przebijało się przez warstewkę chmur. Nie wiedziałam, gdzie iść. Po raz kolejny zdałam się na swoją intuicję. Włożywszy dłonie w kieszenie spodni, wlepiając wzrok przed siebie, ruszyłam przed siebie. Wolno, nie śpiesząc się. Nie miałam dokąd się śpieszyć. Jak kretynka, co kilka minut sprawdzałam telefon z nadzieją, że zastanę jakąś wiadomość. Za każdym razem, mierzyłam się z kolejną falą rozczarowania. Zaczęłam tracić nadzieję, że Mateusz odezwie się pierwszy. Może to ja powinnam zrobić pierwszy krok, ale cholernie bałam się, że mnie odrzuci.
Chciałam przytulić się do Modego.
Byłam w trakcie zmiany utworu, przez co słyszałam odgłosy otoczenia. Prawie podskoczyłam, gdy usłyszałam głośny stukot szpilek.
- Tak... Spacer to faktycznie najlepsze, co możesz zrobić będąc w tym stanie. Szkoda tylko, że musiałaś wybrać się na niego sama, prawda? - usłyszałam za plecami, charakterystyczny, wysoki głos, który wręcz ociekał ironią. Przymknęłam oczy i zaczerpnęłam sporą ilość powietrza.
- Ostatnio często się spotykamy. - zauważyłam. - Za często.
- Przeszkadza ci to? - zapytała blondynka zrównując swój krok z moim.
- Śledzisz mnie?!
- No skąd... Mam lepsze rzeczy do roboty. Właśnie wybieram się do twojego przyjaciela, może zabierzesz się ze mną?
Nie odpowiedziałam. Zacisnęłam zęby, by się nie rozpłakać. Agnieszka była ubrana w dopasowane, skórzane spodnie, kilkunastocentymetrowe szpilki i krótką, skórzaną kurtkę.
- W takim razie miłej zabawy wam życzę. - odparłam i przyśpieszyłam kroku. Agnieszka ani myślała zostawić mnie w spokoju.
- Jak długo masz wolne?
- Nie twój... - wtedy, coś mi przyszło do głowy. - A dlaczego ty nie jesteś w pracy? Przecież jest dopiero piętnasta.
- Wywaliło system, komputery nie działają. - uśmiechnęła się. - To co, powiesz mi ile jeszcze będę sama w pracy?
- Żegnam cię.
Tym razem, blondynka nie szła za mną. Skręciła w przeciwną stronę. Dyskretnie zerknęłam przez ramię. Chyba faktycznie szła do Matiego. Żeby choć trochę poprawić sobie humor, w mojej playliście wyszukałam System Of A Down. W słuchawkach rozbrzmiał utwór B.Y.O.B. Ideał na taki dzień jak dziś. Dodawał energii, której mi było obecnie trzeba.
Agnieszka naprawdę nienawidzi mnie za to, co mam. Daje mi to do zrozumienia na każdym kroku. Świetnie, pomyślałam, jakby to była moja wina, że przyszłam na świat jako bratanica Bronka. Jej zazdrość była do tego stopnia niepokojąca, że zaczęłam poważnie martwić się o jej zdrowie psychiczne.
Wiatr przybrał na sile. Zrobiło mi się zimno, więc postanowiłam zawrócić. Skupiłam wzrok na czubkach swoich butów.
- Cześć, Dea!
Podniosłam głowę. W moim kierunku zmierzał Tomek, gitarzysta Oberschlesien. Przytulił mnie na powitanie i lekko poklepał w plecy.
- Cześć.
- Gdzie idziesz?
- Do domu. - powiedziałam. - Trochę zimno mi się zrobiło. Przeziębienie jest chyba ostatnią rzeczą, której potrzebuję.
- Mhm. - uśmiechnął się delikatnie. - To idziemy razem, bo właśnie się do was wybierałem. - dodał, puszczając mi oko. Wyszczerzyłam się.
- Jak bydziesz mioł szczęście, to załapiesz się na obiod. Bronek chyba niy zjodł wszystkiego.
Pokonując kolejne metry, rozmawialiśmy na temat ostatniej imprezy. Jako pierwszy, na języki wszedł Marcel. Wspominaliśmy jego żarciki, anegdotki, którymi rzucał na prawo i lewo oraz przyśpiewki (często te zbereźne) którymi nas raczył. Dzięki tej rozmowie przekonałam się, że Tomek nie jest wcale taki zły, jak myślałam. Jest po prostu nieco bardziej zdystansowany. Zupełnie tak, jak ja. Jak się okazało, dwie zamknięte w sobie osoby mogą się całkiem nieźle porozumieć.
Kilka minut później, byliśmy na miejscu. Tomek zdjął buty i kurtkę. Zaproponowałam mu, by poszedł do pokoju Bronka.
- To co, skusisz się na obiad? - zawołałam za nim. Zatrzymał się, będąc w połowie schodów prowadzących na piętro i kiwnął głową. Ruszyłam do kuchni, by przygotować herbatę i podgrzać jedzenie dla Wyznawcy i siebie.
Chopy napojone, nakarmione, mogę poleniuchować, pomyślałam. Postanowiłam cofnąć się o cztery lata. Będąc siedemnastoletnią dziewczyną, byłam wierną fanką Avril Lavigne. Znalazłam płytę, opisaną "Avril Lavigne live in Toronto 2008". Włożyłam ją do odtwarzacza i zajęłam miejsce na kanapie. Na ekranie pojawiła się scena, w całości skąpana w czarno-różowych barwach. Później, wokalistka, drobna blondynka z różowym pasemkiem przy twarzy zaczęła po niej biegać i śpiewać.
Retrospekcja z dnia 10.07.2009
Weszłam do mieszkania, dumnie niosąc w torebce mój dowód osobisty. Usłyszałam głos wujka. Ucieszyłam się, że nas odwiedził. Czym prędzej zdjęłam trampki i weszłam w głąb domu. Podbiegłam do chrzestnego i uwiesiłam się mu na szyi. Chyba tydzień go nie widziałam, zdążyłam się już za nim bardzo stęsknić. Kiedy postawił mnie na ziemi zauważyłam, że zarówno on, jak i rodzice mają zmartwione miny.
- Coś się stało? - zapytałam mrużąc oczy. Bronek pokręcił głową z cichym westchnieniem i posadził mnie na swoich kolanach.
- Jest coś, co musimy przedyskutować. - powiedziała mama, siadając po przeciwnej stronie stołu. Spojrzałam na wujka. Siedział ze zwieszoną głową, tuląc policzek do mojego ramienia. Ściskał mnie tak mocno, że ledwo byłam w stanie oddychać. Czułam, że dzieje się coś złego. Nie wiedziałam tylko co.
- Powiedzcie coś! Wyglądacie tak, jakby ktoś umarł.
- Nikt nie umarł, nie bój się. - odezwał się Bronek i jeszcze mocniej mnie przytulił. - Twoi rodzice podjęli pewną decyzję, o której chcieli z tobą porozmawiać. - wyjaśnił. - Jesteś już pełnoletnia, masz prawo głosu.
- Słuchom. Ino gibko.*
Rodzice jak na komendę, chrząknęli znacząco. Dobrze wiem, jak nienawidzą gwary. Tym bardziej, kiedy ja się nią posługuję.
- Tata stanął na wysokości zadania. - zaczęła mama. - Po tylu latach w końcu udało mu się spełnić nasze marzenie. Pojawiła się możliwość, by wynieść się stąd do Krakowa. - jej oczy błyszczały. - Do Krakowa, rozumiesz?!
Wybałuszyłam oczy. Jaki Kraków, pomyślałam. Moje miejsce jest tu, nie w Krakowie. Rzuciłam okiem na tatę, który był równie ucieszony. Wujek, wręcz przeciwnie.
- Nie przeprowadzę się. - powiedziałam cicho. Rodzice jakby nie zrozumieli, bo zmrużyli oczy i nachylili się w moją stronę.
- Jak to? - zapytał tata.
- Po prostu. Kocham Śląsk, gwarę, którą słyszę idąc chodnikiem... - poczułam, jak w kącikach moich oczu zaczynają tańczyć łzy. - Nie wyprowadzę się stąd od, tak. - pstryknęłam palcami.
Wymienili szybkie spojrzenia. Nie byłam w prawdzie zdziwiona, że podjęli taką decyzję. Nie chciałam jedynie, by wymagali ode mnie porzucenia miejsca, które kocham.
- Jak sobie to wyobrażasz? - odezwała się mama.
- Normalnie. Nigdzie się stąd nie ruszam.
- I gdzie będziesz mieszkać? Ten lokal będzie sprzedany, mamy już nawet kupca.
Zamurowało mnie.
- Słuchajcie. - przerwał ciszę wujek. - Kraków nie leży na końcu świata, będziecie mogli się odwiedzać. Jeżeli Orsia chce zostać, będzie mieszkała ze mną.
Rodzice spiorunowali wujka wzrokiem. Ja, poczułam niemałą ulgę. Wiedziałam, że zawsze mogę na niego liczyć.
- Wydaje mi się, że dziecko powinno mieszkać z rodzicami. - burknęła mama.
- To dziecko ma osiemnaście lat. - odpalił Bronek. - Może decydować o sobie. Poza tym, jest bardzo mądra i na pewno wie, co jest dla niej najlepsze.
Na tym, rozmowa się skończyła.
Jakieś pół godziny później, wujek pojechał do siebie, a ja zamknęłam się w swoim pokoju, by móc raz jeszcze wszystko przemyśleć. Bez słuchania żadnych sugestii.
Wybałuszyłam oczy. Jaki Kraków, pomyślałam. Moje miejsce jest tu, nie w Krakowie. Rzuciłam okiem na tatę, który był równie ucieszony. Wujek, wręcz przeciwnie.
- Nie przeprowadzę się. - powiedziałam cicho. Rodzice jakby nie zrozumieli, bo zmrużyli oczy i nachylili się w moją stronę.
- Jak to? - zapytał tata.
- Po prostu. Kocham Śląsk, gwarę, którą słyszę idąc chodnikiem... - poczułam, jak w kącikach moich oczu zaczynają tańczyć łzy. - Nie wyprowadzę się stąd od, tak. - pstryknęłam palcami.
Wymienili szybkie spojrzenia. Nie byłam w prawdzie zdziwiona, że podjęli taką decyzję. Nie chciałam jedynie, by wymagali ode mnie porzucenia miejsca, które kocham.
- Jak sobie to wyobrażasz? - odezwała się mama.
- Normalnie. Nigdzie się stąd nie ruszam.
- I gdzie będziesz mieszkać? Ten lokal będzie sprzedany, mamy już nawet kupca.
Zamurowało mnie.
- Słuchajcie. - przerwał ciszę wujek. - Kraków nie leży na końcu świata, będziecie mogli się odwiedzać. Jeżeli Orsia chce zostać, będzie mieszkała ze mną.
Rodzice spiorunowali wujka wzrokiem. Ja, poczułam niemałą ulgę. Wiedziałam, że zawsze mogę na niego liczyć.
- Wydaje mi się, że dziecko powinno mieszkać z rodzicami. - burknęła mama.
- To dziecko ma osiemnaście lat. - odpalił Bronek. - Może decydować o sobie. Poza tym, jest bardzo mądra i na pewno wie, co jest dla niej najlepsze.
Na tym, rozmowa się skończyła.
Jakieś pół godziny później, wujek pojechał do siebie, a ja zamknęłam się w swoim pokoju, by móc raz jeszcze wszystko przemyśleć. Bez słuchania żadnych sugestii.
Jakiś czas później...
Stało się tak, jak postanowiłam. Zmieniłam w urzędzie miejsce zameldowania i od dwóch dni jestem już oficjalnym domownikiem w królestwie wujka. Dostałam swój pokój, który wujo osobiście wyremontował.
Pożegnanie z rodzicami... Przyznaję, nie było lekko. Płynęły potoki łez, miliard razy obiecywałam, że będę na siebie uważać.
Mieszkanie z Bronkiem okazało się fantastyczne. Tak jak kiedyś, chodziliśmy na spacery, uczył mnie gwary, razem gotowaliśmy obiady... Niemal codziennie, próbował namówić mnie, na spotkanie z zespołem, w którym gra. Za każdym razem miałam inną wymówkę. To złe samopoczucie, to coś jeszcze innego... Mimo to obiecałam mu, że kiedyś dam się namówić. Ale kiedy to będzie, nie wiem...
Wyciągnęłam płytę z odtwarzacza. W tym samym momencie, z piętra zszedł wujek w asyście Tomka.
- Bronek to szczęściorz. Codziennie mo takie pyszne jedzenie.
- Cieszę się, że smakowało.
Wzięłam od gitarzysty tacę z pustymi kubkami i talerzem. Zaniosłam naczynia do zmywarki.
- Orsia, jo jada na lekcja! - usłyszałam. Szybko zjawiłam się z powrotem w korytarzu. - Gdzieś za półtorej godziny powinienem być nazod.
- Poradzę sobie. - zapewniłam. Pożegnałam się z muzykami i podreptałam do swojego pokoju. Chwilę się po nim pokręciłam, aż w końcu dotarło do mnie, że za niedługo oszaleję.
Napisałam kartkę do Bronka i przykleiłam ją do lodówki. Zebrałam wszystkie potrzebne rzeczy i wyszłam z domu.
Nie wiedziałam, czy dobrze robię, ale inaczej nie mogłam.
_______________________________________
* godny - głodny
* rzić - dupa, tyłek
* nerwować - denerwować
* gibko - szybko